piątek, 10 czerwca 2011

Mieć do kogo wrócić...

I znów Francja... Zastanawiam się jak zakończyć to pierwsze zdanie. Może tak: :), a może tak: :( ... Trudno odpowiedzieć...

Francja, małe mieszkanko na poddaszu i ta charakterystyczna cisza wieczoru... Ten klimat, taki inny od tego "polskiego", który przeżywałem przez ostatnie 2 tygodnie.

W wieczornym składaniu myśli towarzyszy mi akompaniament wentylatora mojego laptopa i ciche pomrukiwanie lodówki wypełnionej po brzegi kaszubskimi przysmakami, które przez najbliższe tygodnie będą mi przypominały smak Polski.

Cisza wieczoru i setki myśli. Przez ostatnie 2 tygodnie nie było czasu zbyt dużo myśleć, bo przecież tyle się działo. Aż sam nie wierzę, że aż tak z wieloma osobami udało się spotkać. Tyle kilometrów przebytych na drodze i na wodzie... Dziesiątki spotkań, setki spojrzeń w oczy, uśmiechów, wspólne chwile, wspólna modlitwa i obecność... . A każda osoba to jakieś kazanie dla mnie, to jakaś lekcja i umocnienie na kapłańskiej drodze. I kilka ciekawych zdań, które też zostaną na długo.

Pierwsza myśl wypowiedziana na prymicjach u Krzysia. Jako kapłani jesteśmy posłani nie tylko przez Boga, ale także przez tych, którzy są na drodze naszego życia. I faktycznie to czuję. Czuję w swoim posłaniu te wszystkie osoby, które przez te 28 lat mojego życia mniej lub bardziej wyryły się we mnie. I mimo, że z wieloma z nich nie mam już takiego kontaktu, to naprawdę wiele im zawdzięczam. Czuję, że są częścią mnie...

I druga myśl - znaleziona dziś. "Nie wystarczy mieć dokąd wrócić. Być szczęśliwym, to znaczy mieć świadomość, że ktoś na Ciebie czeka". To też czuję bardzo mocno... Zawsze mam ten wyrzut, że tak mało poświęciłem czasu, tym, którzy są mi tak bliscy, że tak mało okazuję tego, jak bardzo są ważni w moim życiu. 

Jako ludzie jesteśmy w stanie w jakimś stopniu wybrać kierunek drogi swojego życia, ale nie mamy ostatecznego wpływu, kto będzie na tej drodze. Drugi człowiek - dar i tajemnica... Długo by pisać... Cieszę, się, że mam do kogo wracać.