środa, 15 lutego 2012

La levure...

8 żółtek, 2 całe jajka, 1/3 szklanka cukru... Utrzeć, aż cukier się rozpuści.... 3 i pół szklanki mąki tortowej, 1 szklanka mleka... Pewnie zastanawiacie się, co ja tu kombinuję. Ano kombinuję tutaj coś na jutrzejszy dzień. A jutro - tłusty czwartek! A wiadomo, że w ten dzień punktem centralnym są... Pączki. Ten przysmak łakomczuchów nie jest znany, jako taki, we Francji. Postanowiłem więc spróbować swoich umiejętności kulinarnych i podjąć się zadania upieczenia pączków.

Zakupiłem więc niemal wszystkie produkty potrzebne do produkcji. Niestety z powodu braku jednego ze składników musiałem udać się do innego sklepu. A że godzina była już późna, szybkim krokiem podążyłem do małego marketu, 
nieopodal miejsca mojego zamieszkania, w poszukiwaniu drożdży. Tak! To one są bohaterem mojego dzisiejszego wpisu.

Jedna półka, druga, trzecia, kolejna lodówka, kolejna runda pomiędzy marketowymi ścieżkami... I nic... Czujne oko ochroniarza zaczęło obserwować dziwnego człowieka w czarnym, francuskim kapelusiku na głowie, który czegoś nerwowo szuka. Widziałem, że już chciał do mnie podejść i zapytać... Ale w tym momencie zorientowałem się, że może on nie zrozumieć polskiego słowa: "drożdże" (które pewnie mogłoby dla niego zabrzmieć niczym szuranie butami o polbruk). Zdałem sobie sprawę, że zupełnie nie przychodzi mi do głowy jak po francusku nazywają się "drożdże". Zacząłem nawet w głowie obmyślać, jak to wytłumaczyć. "No wie pan - takie coś co się miesza z mąką i wodą, żeby z tego był chleb, no nie?" - pomyślałem. Ale kiedy wyobraziłem sobie zdziwioną minę czarnoskórego ochroniarza, szybkim krokiem opuściłem malutki markecik, odstawiając przy wyjściu pusty koszyk. "No jo, to pączków nie będzie..."- pomyślałem.

Oczywiście dzisiejsza eskapada w poszukiwaniu drożdży pobudziła moją wyobraźnię. Lawina refleksji... Od razu na myśl przyszły mi słowa z Ewangelii Mateusza: « Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło » (Mt 13,33).

"No tak - myślę sobie - można mieć wszystko: litr oleju, 10 jajek, kilo mąki itd., a tu jedne, małe drożdże i koniec pączkowej przygody..."

Wracając do swojego mieszkania, wyobrażając sobie nieodżałowany smak wyśmienitych pączków, analizowałem dalej zaistniałą sytuację. Tak, wiem! Może to brzmieć bynajmniej komicznie... Ale analityczny umysł nie pozwolił mi przejść obojętnie obok tego swoistego signum temporis.

Co jest moimi drożdżami? Co nadaje smak mojemu życiu? Co sprawia, że to życie rośnie, że ma sens i smakuje?

Mogę mieć wszystko, ale jak nie mam tego jednego składnika, to wszystkie pozostałe jakby tracą wartość.

Powie ktoś: to MIŁOŚĆ! Pewnie można tak powiedzieć. Choć to duże słowo, a duże słowa często można zbanalizować. Więc c
o Bóg pokazuje mi dziś przez te drożdże?

Szukając w myślach odpowiedzi uświadomiłem sobie, że nauczyłem się dziś nowego słowa po francusku: "la levure" (po przyjściu do mieszkania pierwszą czynnością było sprawdzenie w słowniku "jak są drożdże po francusku"). Postanowiłem, aby właśnie ono stało się tytułem dzisiejszego wpisu. Druga sprawa, którą sobie uświadomiłem to fakt, że kiedyś już zatytułowałem jeden ze swoich wpisów właśnie po francusku. Wtedy było to słowo "la solitude" - "samotność". I trzecia rzecz, to myśl, że dla mnie na dziś - tymi drożdżami, których mi brakuje jest chyba właśnie samotność.


Tych, którzy mnie znają może lekko zdziwić taki wniosek... Wszak większość dnia spędzam bez namacalnego kontaktu z ludźmi. Ale chodzi mi o to, że brakuje mi tej samotności, w której jestem sam na sam z Bogiem...

Kiedy zerkniesz na tekst Ewangelii to znajdziesz tam fragmenty, kiedy Jezus zostawał sam. Oddalał się od Apostołów, od uczniów od tych, którzy byli przy nim... Wychodził na miejsce pustynne. Ale szedł tam po to, aby się modlić, aby być w relacji z Ojcem.

I chyba to mi dziś mówi Pan Bóg, przez ten pusty koszyk, w którym zabrakło drożdży...

Może więc trzeba mi mniej uciekać w Gadu-Gadu, Facebooka, sen... a więcej w tą właściwie pojętą samotność, która w istocie jest byciem z Nim - z tym, który "daje wzrost" (1 Kor 3,6).