piątek, 23 listopada 2012

Gwiazdy nad Strasburgiem.

Oj zakurzony ten mój blog... Często moje wpisy zaczynam od tego, że przepraszam, że mnie tak długo nie było. Wychodzi na to, że i ten raz wypadałoby tak rozpocząć. Więc: Przepraszam :)

Co w Strasburgu? Zależy, z której strony spojrzeć. Jakiś czas temu skończyły się tzw. "wakacje Wszystkich Świętych". Dzieci z okazji tej uroczystości mają 2 tygodnie wolnego od szkoły. Oczywiście nie ma to żadnego przełożenia na praktyki religijne w tym czasie. Myślę, że niewiele dzieciaków kojarzy gdzie leży geneza tej przerwy w zajęciach szkolnych...

Co poza tym? Od dobrych trzech tygodni mamy w sklepach wystrój świąteczny: można kupić czekoladowego "Dziadka Mroza", "piwo bożonarodzeniowe"... Na placu Kleber stoi już wielka choinka... Kupcy rozstawiają stragany przygotowując "wizytówkę" Alzacji - słynne "Marché de Noël". Mówiąc krótko - w powietrzu czuć klimat świąt. Pewnie nie ma on za wiele wspólnego z Panem Jezusem, ale czy jeszcze ma dla kogoś jakieś znaczenie?

Rozglądam się trochę w kierunku wschodnim. Dania, miasteczko Kokkedal... Tam nie będzie klimatu Świąt w tym roku. Radni miejscy "znieśli" Boże Narodzenie. Otwartość europejska nabiera tempa...

Co w Polsce? Jak zawsze ciekawie. I w gospodarce i w polityce i w Kościele. Dość często przeglądam zdjęcia z różnych odpustów i świąt parafialnych. Dobrze, że wciąż są! Na tych zdjęciach brakuje mi trochę młodych ludzi. Może byli w pracy, może w szkole? Pewnie wciąż chętnie korzystają z Lednicy, z pielgrzymki na Jasną Górę i innych tego typu propozycji. Co zrobić, żeby włączyć ich w życie parafii? Pewnie jako duszpasterze musimy to pytanie "wziąć na warsztat". Walka o dusze trwa!


Ostatnio w Polsce pojawił się bardzo dobry miesięcznik "Egzorcysta". Dotyka ważnych spraw i jest ciekawie zrobiony. Jego pojawienie odbiło się echem dość szeroko. Znalazłem komentarze zarówno w mediach amerykańskich, jak i francuskich. Niestety komentarze negatywne, a nawet szydercze. Mówiąc wprost: dziennikarze nabijali się parodiując zachowania egzorcystów i osób opętanych. Myślę, że zmieniliby nieco stosunek gdyby musieli skonfrontować się z taką osobą.

Zachęcony dość ciekawym artykułem z tegoż miesięcznika, postanowiłem podzielić się jednym z artykułów, wplatając go w treść niedzielnego kazania do sióstr zakonnych, których jestem kapelanem. Mówiłem konkretnie o ułożonej przez papieża Leona XIII modlitwie do św. Michała Archanioła (tzw. "mały egzorcyzm"). Wspominałem o kontekście jej powstania, o niezwykłych wydarzeniach związanych z tą modlitwą, a także o owocach, jakie ta modlitwa przynosiła i przynieść może.
Puentą mojej homilii była zachęta do indywidualnego odmawiania tej modlitwy codziennie. Zaproponowałem również, abyśmy poczynając od tego dnia, odmawiali tę modlitwę wspólnie raz w tygodniu, właśnie po niedzielnej Mszy św. Jaka reakcja, spytacie? Ano dość ciekawa właśnie. Jakieś 45 sekund po skończonej celebracji, do zakrystii przyszła siostra przełożona. Czułem, że jej wizyta ma drugie dno. Po dyplomatycznym zagajeniu, przystąpiła do meritum. "Nie życzę sobie, aby ksiądz odmawiał tę modlitwę". Ciekawa reakcja... "Ale siostro, dlaczego? Boi się siostra czegoś?". "Ja się niczego nie boję, ale SIOSTRY sobie nie życzą, żeby ta modlitwa była odmawiana. Jest przecież tyle modlitw: Zdrowaś Maryjo, Ojcze nasz, Litanie... Po co więc jeszcze coś dodawać nowego?" "Ale poza Ojcze nasz nie odmawiamy innych modlitw poza Mszą św." - odpowiedziałem, czując, że moje argumenty nie zmienią już podjętej decyzji. "Siostro, czy te 30 sekund, 4 razy w miesiącu to jest dużo?". "My księdza tu akceptujemy z księdza POLSKĄ KULTURĄ (!)" - skwitowała siostra, tłumacząc następnie, że pod pojęciem "polska kultura" rozumie się mój sposób mówienia (w domyśle: mówienie, że istnieje piekło, szatan, czyściec, spowiedź, że trzeba się nawracać itp.) Wcale nie poczułem się jak Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego... "Siostro, czy "polska kultura" to cytowanie papieży, Katechizmu Kościoła Katolickiego i nauczania Kościoła podczas moich kazań?"... Wymiana zdań trwała jeszcze przez chwilę. Pojawiły się ze strony przełożonej słowa klucze, typu: "Sobór Watykański II", który zniósł (we Francji) prawie wszystko itp. itd. "Siostry sobie nie życzą"... Wiedziałem, że nie warto już tematu rozwijać. Skwitowałem więc rozmowę: "Siostro, szanuję siostry decyzję. To siostra jest tutaj przełożoną, odpowiedzialną za tę wspólnotę. Zrobię więc tak, jak siostra postanowiła, choć nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo zadziwiające i daje mi dużo do myślenia". Rozstaliśmy się w łagodnym tonie, z uśmiechem na twarzy życząc sobie dobrej niedzieli.
Taka to Francja, elegancja...
Wychodząc z kaplicy, nieco przybity, usłyszałem radosny głos innej siostry: "Pięknie, proszę księdza! Jak się cieszę, że będziemy wspólnie odmawiać tę piękną modlitwę". Czyli jednak, nie wszystkie SIOSTRY sobie nie życzą... Nie jest więc tak źle :)
Owoc jest taki, że przynajmniej ja zacząłem tę modlitwę odmawiać codziennie po Mszy św.. Cicho, bo cicho, ale Michał chyba słyszy i będzie robił swoje...
Nad Strasburgiem już noc. W oddali widzę świąteczne lampki migające na jakimś wysokim dźwigu. Dzisiaj gwiazd nie widzę, ale przecież to wcale nie znaczy, że ich nie ma...