wtorek, 21 grudnia 2010

Ostatnie godziny karpia... czyli Wigilia tuż tuż...

Kilka ostatnich swoich wpisów rozpoczynałem od podawania godziny... dziś na zegarku 23.23... Jutro jadę na święta do Polski :) Po 8 latach wigilia w domu. Jest radość :) Wszystko już przygotowane do wyjazdu. No właśnie... Święta...

Kilkanaście dni temu w ramach świątecznych przygotowań postanowiłem kupić świąteczne kartki. Chodząc po sklepach odkryłem coś, co mnie zaniepokoiło. Nie znalazłem ani jednej kartki, która miałaby jakikolwiek element religijny! Wszystko z jakimś "Gwiazdorem", z choinką, z gwiazdkami, ale nigdzie nawet śladu Pana Jezusa, Maryi, czy Józefa... Nic!

Wśród życzeń, które otrzymałem od Francuzów w przeważającej części życzenia: "Wesołych Świąt końca roku"... Jakie święta "końca roku"? O co tu chodzi? Czy to tylko taka forma używana we Francji? Okazuje się, że nie. To tylko taka forma, żeby nikogo nie urazić, bo przecież we Francji jest tak wiele różnych kultur, a nawet religii, więc trzeba być tolerancyjnym. (!) 

Nie potrafię tego pojąć, jak bardzo można "wypłukać" Święta Narodzenia Jezusa Chrystusa z ich charakteru religijnego, jak można zapomnieć o źródle tych świąt. 
W tym kontekście przypomina mi się pewna sytuacja, która przytrafiła się na lekcji w szkole podstawowej. "Kasiu powiedz nam, jak myślisz, skąd się bierze mleko"? "To proste, proszę pani. Mleko bierze się z kartonika". 

Prawda, jakie to wszystko proste...

W ostatnich dniach zaszokowała mnie jeszcze jedna informacja. Otóż Komisja Europejska wydała kalendarz dla gimnazjalistów na nadchodzący rok. Jednak w kalendarzu tym nie zaznaczono ani Świąt Bożego Narodzenia, ani Wielkanocy, ani Uroczystości Wszystkich Świętych o innych katolickich świętach nie wspominając. Umieszczono za to niektóre święta żydowskie, muzułmańskie, hinduskie. Umieszczono oczywiście święta tak podstawowe jak Halloween i Walentynki... Komisja Europejska zapytana o przyczyny braku świąt chrześcijańskich powiedziała, że "byłoby to niestosowne" (!).

Gdzie my żyjemy?

Obawiam się, że te "cudowne europejskie trendy" docierają także do Polski. Kochani, walczmy o religijny charakter uroczystości i świąt. Walczmy o duchowy charakter naszego życia.



W tym miejscu pragnę gorąco podziękować tym wszystkim, którzy zaglądają na tę stronę. Dzięki ostatnio zamontowanemu "gadżetowi" wiem, z jakich miast jesteście. Więc dziękuję Wam wszystkim - i tym klikającym w Polsce i tym we Francji, Ukrainie, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Portugalii i innych zakątkach świata. Bardzo się cieszę z Waszej obecności :) Pozdrawiam Was gorąco!

Wszystkim Wam życzę, aby święta Bożego Narodzenia były dla Was czasem "nowego narodzenia" w Bogu. Niech Jezus Chrystus, który narodził się z miłości do człowieka, obdarza Was łaską tej nieskończonej miłości. Niech Maryja ma Was w swojej macierzyńskiej opiece... Wam i waszym bliskim - błogosławionych Świąt.

niedziela, 5 grudnia 2010

II Niedziela Adwentu... czyli w pogoni za karpiem itp.

I oto już kolejna niedziela Adwentu... Czas leci tak szybko... Choć przecież to dopiero tydzień Adwentu... Jednak kiedy wchodzę do sklepów, marketów wydaje mi się, jakby święta miały być już jutro. Wystawy sklepowe są już tak świąteczne, że zupełnie zagłuszają atmosferę adwentowego wyciszenia...

Czy w hałasie tego świata uda mi się dobrze przygotować do Bożego Narodzenia?


Tydzień temu wyszperałem ciekawy tekst, który swego czasu, jeszcze w Chojnicach, przytaczałem na kazaniu. Myślę, że właśnie teraz jeszcze na początku Adwentu, warto go przeczytać i przemyśleć.


Czy aby w tym pędzie współczesnego świata nie ma jakiegoś ukrytego planu?

Zapraszam do lektury (i ewentualnych komentarzy).

Oto ten tekst:


Szatan zorganizował międzynarodowe spotkanie dla wszystkich demonów. Na początku tego spotkania powiedział:
„Niestety, nie jesteśmy w stanie sprawić aby chrześcijanie przestali chodzić do kościoła… Nie jesteśmy też w stanie uczynić, by przestali czytać Biblię i poznawać prawdę… Niestety nie możemy bezpośrednio sprawić by przestali rozwijać swoją więź ze Zbawicielem. A przecież dobrze wiemy, że gdy są w relacji z Bogiem, to nasza szatańska moc nad nimi zostaje całkowicie pokonana.
Więc… Pozwólmy im chodzić do kościoła… ale… ukradnijmy im ich czas! A przez to nie będą mieli możliwości rozwijania swojej relacji z Bogiem.
Właściwie, to już jest wszystko, co miałem wam dzisiaj do powiedzenia” – powiedział szatan. „Pamiętajcie! Odciągnijcie ich od relacji ze Zbawicielem i zniszczcie ich więź z Bogiem przede wszystkim podczas dnia”.
„No dobrze, ale jak konkretnie mamy to zrobić”? – krzyknęły demony.
„Hmm… Przede wszystkim, postarajcie się, aby ludzie byli zajęci rzeczami nieistotnymi dla ich życia. Wymyślcie im niezliczoną ilość spraw, aby zająć ich umysły. Kuście ich, aby wciąż wydawali pieniądze… kuście ich, aby te pieniądze wciąż pożyczali…
Namówcie ich żony do tego, aby poszły do pracy na długie godziny. Namówcie ich mężów, aby pracowali 6 a nawet 7 dni w tygodniu po 10-12 godzin dziennie, ile tylko mogą… Sprawcie, aby styl ich życia był pusty. Trzymajcie ich z dala od czasu spędzanego z ich dziećmi. Miejcie świadomość, że kiedy ich rodziny będą podzielone, to ich domy staną się tylko noclegownią i nie będą już zapewniały ciepła rodzinnego domu.
Pamiętajcie! Gdy zawładniecie ich umysłami, to nie będą słuchać się nawzajem… Wy zachęcajcie ich do innego słuchania. Niech nieustannie słuchają radia i muzyki: gdziekolwiek będą i cokolwiek będą robić. Niech ich komputery i telewizory grają nieustannie, bez przerwy… To zagłuszy ich umysły i zniszczy jedność z Chrystusem.
Połóżcie na ich stołach gazety i czasopisma… Zarzućcie ich umysły nieustanną dawką informacji – 24 godziny na dobę. Wtargnijcie z bilbordami na ich ulice, tak by zająć ich czas nawet w trakcie jazdy samochodem. Zalejcie ich skrzynki pocztowe bezsensownymi wiadomościami, promocjami, loteriami i wszelkimi ofertami… darmowymi produktami i fałszywą nadzieją…
Umieśćcie zdjęcia pięknych kobiet na stronach gazet i ekranach telewizorów, a ich mężowie uwierzą bardzo szybko, że to zewnętrzne piękno jest najważniejsze. Zobaczycie jak szybko zaczną oni być niezadowoleni ze swoich żon. Sprawcie, aby żony były zbyt zajęte i zmęczone, aby obdarowywać miłością swoich mężów. Pamiętajcie, by zrobić wszystko, aby małżonkowie nie mieli czasu ze sobą rozmawiać. To rozbije ich rodziny bardzo szybko…
Zamiast świąt Bożego Narodzenia dajcie im „pseudo-Świętego Mikołaja”, tak, aby ich dzieci przestały rozumieć prawdziwy sens świąt. Dajcie im „wielkanocnego zajączka”, tak aby przestali rozmawiać o Zmartwychwstaniu, które pokonało ludzkie grzechy i śmierć.
Róbcie wszystko, aby nawet podczas wypoczynku byli nieumiarkowani. Sprawcie, aby wrócili z wypoczynku zmęczeni. Sprawcie, aby byli zbyt zajęci, aby na łonie natury myśleć i zachwycać się tym, co stworzył Bóg. Zamiast tego wyślijcie ich do parków rozrywki, na sportowe wydarzenia, mecze, koncerty, do kina… Sprawcie, by byli wciąż zajęci, zajęci, zajęci…
A gdy zaczną spotykać się z rodziną i przyjaciółmi róbcie wszystko, aby uwikłać ich w pogaduszki i plotki, tak, aby wyszli z tych spotkań z wyrzutami sumienia. Napełnijcie ich życie zbyt wieloma sprawami, tak by nie mieli czasu prosić o moc od Jezusa. Wkrótce będą tylko pracowali całą swoją mocą, poświęcając przy tym swoje zdrowie i rodziny. To zadziała! To na pewno zadziała! To musi działać! Bo to jest nasz cichy plan”!
Demony niecierpliwie ruszyły do przydzielonych sobie chrześcijan, aby czynić ich jeszcze bardziej zajętymi i bardziej zabieganymi, aby ludzie nie chodzili, ale biegali od sprawy do sprawy, aby mieli mało czasu dla Boga, dla swoich rodzin, aby nie mieli czasu usłyszeć i doświadczyć wielkiej siły Jezusa, który zmienia życie.
Myślę, że warto zadać sobie pytanie: Czy ten tekst to tylko niewinne opowiadanie lub alegoria? A może jednak coś więcej? Czy odnajdujesz się w tym? Bo ja tak.
Czy plan szatana odniesie skutek? To już zależy tylko od Ciebie!

wtorek, 16 listopada 2010

Koloratka...

16 listopada… godzina 21.36…
To już prawie 9 miesięcy tutaj. I w końcu się coś narodziło. Dziś byłem na pierwszym spotkaniu z moim promotorem. Zaczynam pisać doktorat…
Perypetie z rozpoczęciem moich studiów w ostatecznym rozrachunku zakończyły się pozytywnie. Tak to czasami jest, że Pan Bóg zamyka wiele drzwi, do których pukamy, abyśmy ostatecznie dotarli do tych właściwych…
Ja pukałem do wielu profesorów. Prosiłem o prowadzenie mojej pracy. Wielu odmówiło. Ale w momencie kryzysowym, kilka chwil przed ostatecznym terminem w końcu się udało. Mam promotora. Wśród wielu księży na Uniwersytecie – jedyny w koloratce.
Czy ma to aż takie znaczenie?
Koloratka… mały znak. Po co to właściwie? Czy jest to faktycznie tak potrzebne?
Prawie 2 tygodnie temu rozpocząłem intensywny kurs języka francuskiego. Wspaniała grupa i wielu ciekawych ludzi. Pierwszego dnia przedstawiłem się jako ksiądz katolicki. W przerwie podszedł do mnie jeden z uczestników kursu - młody amerykański żołnierz. Zapytał: "skoro jesteś księdzem, to dlaczego nie masz teraz koloratki"? "No to mnie chłopak pocisnął..." - pomyślałem :) Ale miał rację. Następnego dnia już miałem...
We Francji jeśli ktoś nosi koloratkę, to często przez innych księży jest traktowany jako "taki trochę dziwak" o skłonnościach "raczej skrajnie konserwatywnych". Oczywiście nie chcę generalizować.
Zastanawiam się jednak, czy i do Polski nie docierają podobne nurty?
Tematem mojego doktoratu ma być Nowa Ewangelizacja. Czy jednak dobrze ją rozumiemy?
Jakiego ludzie pragną kapłana?
Chciałbym dziś zaproponować Wam do obejrzenia dwa filmiki. Bohaterami są dwaj kapłani. Każdy z nich jest jakimś przykładem "nowości" w Kościele.
Proszę Was, abyście obejrzeli i swoją opinię wyrazili w komentarzach. Byłbym Wam bardzo wdzięczny.

Pierwszy filmik (nie mogłem go umieścić na stronie, ale wystarczy przejść na stronę). Oto link do tego filmu (reportażu): 

Wystarczy kliknąć tutaj :)

I drugi filmik:

Zapraszam do oglądania i komentowania. Jestem bardzo ciekawy Waszych opinii i spostrzeżeń...

piątek, 17 września 2010

La solitude...

Godzina 22.10… za oknem szmer miasta powoli kończącego kolejny dzień… w pokoju zapalona lampka i cisza…
To pierwsza dziś noc na nowym miejscu, taka „pustynia w mieście”. Bez Internetu, bez muzyki, bez telewizji… Cisza… w której można usłyszeć własne myśli. Już od dawna chodził mi po głowie pewien temat… A dziś w tej ciszy wydaje się on jeszcze bliższy i wyraźniejszy. To temat samotności.
Zagadnienie pewnie niełatwe, trudne do zdefiniowania, jak wiele spraw. Samotność. Pamiętam kilka takich momentów życia, kiedy czuło się tą samotność. Ten specyficzny „ucisk w gardle”, tak, że nie można było prawie nic powiedzieć.
Pewnie ta samotność jest nieodłącznie związana z naszym kapłańskim życiem. Bałem się jej trochę. Pamiętam jak już w seminarium wielokrotnie powtarzano, że musimy nauczyć się tej samotności. I pewnie w jakimś stopniu seminarium było taką lekcją, szczególnie w relacji z rodziną. Ale samotność ma wiele twarzy i wiele wymiarów. Zastanawiałem się, jak to będzie w kapłaństwie z samotnością. Pamiętam świadectwa i słowa kapłanów, którzy dzielili się swoim przeżywaniem tej kwestii. Ale ja tego jakoś szczególnie nie doświadczałem.
Ale doświadczenie samotności jest na tyle ważne w naszym życiu, że nie mogło i mnie ominąć. Dotknęło i mnie, ale nie w sposób traumatyczny, straszny, powodujący długotrwały stan depresyjny J
Jednak czegoś doświadczyłem. Pewnie szczególnie wyjeżdżając przed pół roku z Polski, wypływając na „francuską głębię”. Ale doświadczenie to pojawiło się szczególnie po tegorocznych wakacjach (z resztą przepięknych i obfitujących w wiele wspaniałych wydarzeń). Nie ukrywam, że powrót do Francji nie był łatwy. Nie łatwo jedzie się samemu, a tym bardziej mając świadomość, co się za sobą zostawia. Szklane oczy przez niemal 1200 km… W myślach tak wiele osób, miejsc, spotkań, w których zostawiło się „część siebie”, a tu trzeba iść dalej, w nową rzeczywistość, zaufać, zaryzykować…
Człowiek wspomina, to co było, obserwuje, cieszy się, ale jednak gdzieś w środku to uczucie: „jakże chciałbym być z nimi – tam”…
Ale Pan Bóg wie, co robi… I wiem, że to miejsce, ten czas – tutaj - jest dla mnie ważny. Także czas właśnie takich doświadczeń. Myślę, że kapłańska moc płynie z kilku źródeł. Pierwszym jest moc sakramentu, ale poza nią wielkim źródłem są: celibat i właśnie samotność.
Można by długo i dużo pisać o samotności. O samotności w małżeństwie, o samotności w tłumie ludzi itd. Nie będę jednak tworzył wielkich elaboratów i wywodów. Ale wiem, że Bóg daje nam (nie tylko kapłanom) to doświadczenie, bo przez nie poznajemy jacy jesteśmy naprawdę, poznajemy, kogo naprawdę kochamy…
Więc Boże Tobie zawierzam tego wieczora siebie…
I dziękuję, bo wiem, że „Ty potrzebujesz mych dłoni, mego serca młodego zapałem, mych kropli potu i samotności”…

sobota, 21 sierpnia 2010

Oczekiwany znak...

Przed kilkoma miesiącami, przeglądając zasoby internetu natrafiłem na taką informację:

"- Matki Boskiej Zielnej. 15 sierpnia. Prawdopodobnie jakiś znak. Będziemy musieli się wobec tego znaku określić - taką tajemniczą wypowiedź ks. Jana Pęzioła, egzorcysty parafii św. Wojciecha koło Wąwolnicy, zacytował tygodnik "Newsweek" w poświęconym mu reportażu.Ks. Pęzioł przyznał się dziennikarzowi, ze ostatnio ma "dziwne myśli, jakby coś miało się stać". Zastrzegł, że nie jest prorokiem i nie chce nim być. Ale dodał, że przeczuwa jakieś wydarzenie ważne dla Polski i Polaków. - Mam w głowie konkretny dzień - mówi - Matki Boskiej Zielnej. 15 sierpnia. Prawdopodobnie jakiś znak. Nic złego się wtedy nie stanie. Będziemy się musieli tylko wobec tego znaku określić. Czekam na ten dzień, nie wiedząc co będzie. A może mi się tylko zdaje. Poczekam. Zobaczę - kończy ks. Pęzioł."

Nie ukrywam, że i ja czekałem na ten dzień... Podzieliłem się z kilkoma osobami tym moim "czekaniem"...
No i przyszedł ten dzień. Ziemia się nie zatrzęsła, końca świata nie było, ziemia kręci się dalej... Ale nie daje mi spokoju to wszystko. Ktoś zadał mi nawet pytanie: "I jak księże z tym znakiem?" No właśnie, jak... Szukam w internecie, sam się zastanawiam i rozmyślam. I dochodzę do pewnych wniosków.

Co się działo w ten dzień?

- Rano Msza w Katedrze Polowej w Warszawie a po niej poświęcenie tablicy upamiętniającej katastrofę w Smoleńsku
- Prezydent przejmuje władzę nad Siłami Zbrojnymi Rzeczpospolitej
- Na Jasnej Górze odpust - przewodniczy Prymas Polski
- 90 rocznica "bitwy warszawskiej" - "Cudu nad Wisłą"
- Przed pałacem prezydenckim spokój...
- Wieczorem niemal nad całą Polską wielka burza... w wielu miejscach niespotykane pioruny, ale bez grzmotów...

Gdzie znak? Gdzie ta rzeczywistość, wobec której mamy jako Polacy się określić?
Daleki jestem od szukania sensacji, znaków, przepowiedni... Ale myślę, że dostaliśmy znak.

To KRZYŻ.
Po raz pierwszy od wielu dni relacja spod prezydenckiego pałacu nie stanowiła centralnych wiadomości. Po raz pierwszy z wałów Jasnej Góry - duchowej stolicy Polski - Prymas - tak konkretnie mówił o krzyżu. Mówiło o nim także w swoich diecezjach wielu innych biskupów. Do tej pory wielu milczało...


Myślę, że to KRZYŻ...
Jak mam się wobec niego określić?


Powiem szczerze, że początkowo nie byłem zwolennikiem, aby krzyż stał przed prezydenckim pałacem. Myślałem o tym, aby w spokoju przenieść go we właściwe miejsce. Ale niefortunna wypowiedź pana Prezydenta zmieniła całkowicie postać rzeczy i sytuację, której z pewnością byliśmy świadkami. Rozpoczęła się walka. Nie podobała mi się ta walka, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Nie jestem zwolennikiem tak pojętej "teologii wyzwolenia" z "karabinem w ręku". Nie chcę tworzenia podziałów w Kościele... Nie podobały mi się niektóre reakcje tych, którzy chcieli, aby krzyż pozostał tam, gdzie jest obecnie. Ale z czasem przyszła mi myśl i fragment Ewangelii:


"Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł on i Jego uczniowie. (...) Judasz otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. (...) Wówczas Szymon Piotr, który miał miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. (J 18, 1-10)"

Pierwszy papież zachował się w ten sposób. Nie było to dobre, ale taka była jego pierwsza reakcja.
Niektórzy ludzie, broniąc krzyża być może zachowali się podobnie...
Obserwowałem dalej wydarzenia z Warszawy... Moja uwaga skoncentrowała się na tych, którzy przyszli protestować przeciw grupie spod krzyża. Ich zachowanie trudno określić słowami... Krzyż z puszek, palenie   maskotek - kaczek, łamanie krzyży, transparenty z napisami "Precz z krzyżem", "Boli mnie w krzyżu" itp., szydercze śmiechy, wyzwiska... Powiem szczerze, że na myśl przyszły mi kolejne słowa Ewangelii:

"Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami,  mówiąc: "Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: "Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego.
Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: "Jestem Synem Bożym"". Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. (Mt 27, 39-44).

Tu dla zobrazowania filmik - "zabawa" młodych ludzi w (przepraszam za te słowa) "Ciuciu-Krzyż"...
Polecam obejrzeć, aby zrozumieć, o czym pragnę dalej pisać.


I jak wrażenie?

Wobec czegoś takiego nie mogę pozostać obojętny... Muszę się określić. Nie mogę odejść spod krzyża. Tak jak początkowo byłem za przeniesieniem go, tak teraz uważam, że trzeba przy nim trwać. Nie wojując, ale trwać w takiej formie, jak czynią to obecnie tamci ludzie - z różańcem w dłoni, z Bogiem w sercu. Teraz już nie możemy ustąpić.

Znak KRZYŻA jest dla Polski próbą... po której stronie się opowiemy?
W 19 rozdziale św. Łukasz pisze o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy:

"Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno: 
"Błogosławiony Król, 
który przychodzi w imię Pańskie. 
Pokój w niebie 
i chwała na wysokościach". 
Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: "Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!" Odrzekł: "Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą".
Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: "O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia" (Łk 19,37-44).

Módlmy się za Polskę...

Boże! Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.

PS. Polecam wszystkim poniższy 3 częściowy reportaż:



czwartek, 19 sierpnia 2010

Co z tą Polską?

No i jestem :)
Długo trwał mój powrót na bloga... Już się stęskniłem. 
Dziękuję wszystkim tym, którzy mimo braku wpisów też czekali cierpliwie. Pozdrawiam Was gorąco i dziękuję za sygnały, aby coś "naskrobać" :)


Tak, to już pół roku. Z jednej strony dużo, a z drugiej strony, w perspektywie wieczności, to tylko chwila.
Wiele myśli, coraz więcej najróżniejszych doświadczeń... Jest o czym pisać.
Ale tym, co leży mi szczególnie na sercu jest Polska. Ojczyzna.

W minioną niedzielę przeżywaliśmy piękną uroczystość: Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Inaczej nazywamy ten dzień świętem Matki Bożej Zielnej. 

Od wieków ludzie przynoszą w ten dzień zioła, kwiaty, pędy zbóż, aby ofiarować je Bogu. Przynoszą przed ołtarz to, co jest owocem "ziemi i pracy rąk ludzkich", całoroczny owoc współpracy człowieka z Bogiem. Jednak w symbolu tego kwiatu, tego zboża przynosimy także to, co niematerialne, to, czego nie można zmierzyć, zważyć...

Co przynosimy w tym roku? Czy mamy co przynieść?


Może połamane skrzydła samolotu, które zostały po 10 kwietnia...

Może te worki z piaskiem, które trzeba było użyć w jednej i drugiej i trzeciej powodzi...

Czy mamy co przynieść?


Może te walki przed wyborami prezydenckimi?

Może krzyż zrobiony z puszek od piwa, który pojawił się w stolicy?

Co z tą Polską?


Czy za mało Ci było krwi

I tak wiele, tak wiele łez wylanych
I już nie wiem czyś jeszcze jest
Czyś snem już zapomnianym.
Nawet prorok i kapłan dziś
Zabłąkani i swoich dróg nie znają,
Czy to może mi wszystko się śni
Czy nowy film znów grają...

Co przynosimy Bogu w darze? 


Może zapewnienie, że postawimy kolejny, może 500-ny pomnik Jana Pawła II, który jest ponoć dla wielu Polaków autorytetem. Szkoda tylko, że często zapominamy, co "nasz papież" mówił, w sposób bardzo konkretny i klarowny, o aborcji, eutanazji, metodzie in vitro...


Jak orzeł co w locie zgasł

Dręczona przez ludzi i czas
Zraniona do serca, serca dna
Ojczyzno ma... Ojczyzno ma...

Zagubiłaś przykazań ślad
Zamiast zalet Ty uczysz się wad
I już nie wiesz co dobro, co jest zło
Ojczyzno ma...


Czy jeszcze za mało znaków otrzymaliśmy od Boga w tym roku?

No i ten ostatni znak - znak krzyża... który pokazał, jak jesteśmy podzieleni.

Przynosząc te pierwociny ziemi w to piękne narodowe święto potrzeba nam wszystkim rachunku sumienia. 


Potrzeba nam modlitwy. 15 sierpnia to rocznica "Cudu nad Wisłą" z 1920 roku. Módlmy się o kolejny "Cud nad Wisłą", którego dziś tak nam potrzeba.


Potrzeba nam walki. Walki o Polskę... o Ojczyznę. 

Więc walczmy, bo czas jest krótki...


WZYWAM WSZYSTKICH DO POWSTANIA... POWSTANIA O POLSKĘ!!!
BÓG, HONOR, OJCZYZNA !!!


czwartek, 13 maja 2010

Maj...

No i już 13 maja...

Dziś we Francji - Uroczystość Wniebowstąpienia Pana Jezusa. W całym kraju dzień wolny - właśnie ze względu na to święto.

W Polsce też wyjątkowy dzień, szczególnie w parafii tak bliskiej memu sercu - uroczystość ku czci Matki Bożej Fatimskiej.
Patrzę tak na tę Francję i na Polskę i myślę... Pewnie nie powinno się porównywać, oceniać, ale mimo woli, człowiek przygląda się i wyciąga pewne wnioski.
Maj to dla nas Polaków wyjątkowy miesiąc. Wspomnienia z dzieciństwa. Pachnące bzy, świeży powiew wiosennego wiatru. Przydrożny krzyż, kapliczka i piękny śpiew z głębi serc... "Po górach, dolinach..." I wspólne wołanie do Mamy w niebie, która jest cicha i piękna jak wiosna... "módl się za nami". Czas zatrzymywał się na chwilę, a przyroda z wiosenną radością wpisywała się w śpiew litanii... "łąki umajone, góry, doliny zielone, cieniste gaiki, źródła, kręte strumyki wdzięcznym mruczeniem, ptaszęta słodkim kwileniem..." Dziś w gwarze dnia brakuje tego czasu, tej chwili dla Boga i dla człowieka, pewnie i w Polsce, a tym bardziej tu - we Francji.
Maj to dla wielu z nas miesiąc, kiedy po raz pierwszy przystąpiliśmy do Komunii Świętej. Pierwsza Spowiedź, grzechy spisane wcześniej na kartce, i ten dzień - niedziela. Drżenie w sercu, ale i radość, że zaczyna się coś nowego... I Komunia św., taka trochę inna. Pewnie, że jeszcze dziecinna, prosta, ale inna. Bo bez laptopa, skutera, iPoda, quada i innych "cudów"...
W parafii gdzie stacjonuję też będzie I Komunia św.. Parafia 5 tysięczna. Dzieci aż 9... Ale jest radość. Bo ciekawe jak będzie w przyszłych latach.
Można by powiedzieć: "pustynia"; dobrze, że w Polsce nie jest tak źle. Pewnie dużo w tym racji. Ale...
Dużo mówi się o nowej ewangelizacji, o nowych metodach, nowych środkach. Także w Polsce próbuje się robić dużo nowych pięknych rzeczy, które mają pobudzić wiarę w ludziach. Ale trzeba być czujnym aby nie był to tylko "show", bez treści, bez głębi. Trudne to, a czasem pewnie wydaje się już niemożliwe. Ja jestem optymistą i myślę, że się uda. 
Jak?
Ostatnio otrzymałem łaskę by być w Turynie. Poza modlitwą przed Całunem byłem też w miejscu pracy św. Jana Bosko. Miał on kiedyś piękny sen-wizję. (http://prawdakatolicka-prawdajedyna.blog.onet.pl/Tryumf-Kosciola-w-wizji-swiete,2,ID376317099,n - tu tekst snuZobaczył on wielkie morze, na którym toczyła się straszna bitwa. Dostrzegł on na jednym wielkim statku postać w bieli. Był to papież. Zrozumiał, że walka, którą widzi symbolizuje walkę z Kościołem. Statek z papieżem był bardzo mocno zniszczony przez wrogie wojska. Wydawało się, że statek zostanie pokonany. Ale nagle przed statkiem ukazały się dwie białe kolumny. Kiedy statek do nich zacumował został ocalony i ostatecznie wygrał morską bitwę. Na szczycie pierwszej kolumny stała Maryja, a na drugiej umieszczona była Monstrancja, a w niej żywy Bóg w Eucharystii. To dzięki nim statek Kościoła ocalał.
Myślę, że i dziś nie tylko we Francji, czy w Polsce ale w całym Kościele toczy się taka bitwa, o wiele dusz. I tylko dzięki zakotwiczeniu w Bogu i w Maryi wygramy tę bitwę.
Czy damy radę? 
Jeśli nie my, to kto?
Właśnie ten miesiąc ("Pierwsza Eucharystia", "Maryja") jest dobrym czasem na to, by rozpocząć ten bój.
Więc - jeśli nie dziś, to kiedy?
Naprawdę warto...
Niech natchnieniem do tego będą te dwa filmiki, które umieszczam poniżej (po hiszpańsku i angielsku, ale zrozumiecie :) )
DAMY RADĘ!!! Bo nie jesteśmy sami. :)






poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Kolejna wyjątkowa Niedziela Miłosierdzia...

Spokojny poranek, plany, spotkania, kwitnąca wiosna przynosząca świeże powietrze do małego pokoiku na parterze w dalekiej Francji... Wokół śpiew ptaków zwiastujący rozpoczynający się kolejny dzień... I nagle tę ciszę przerywa jeszcze większa cisza... milczenie... niedowierzanie... 
Takie wydarzenia mają miejsce "raz na nigdy". Matematycznie rzecz biorąc, to niemożliwe. A jednak...
Tu w dalekiej Francji poczuliśmy się, jak po stracie kogoś bliskiego, jak owce bez pasterza...
Jak to pojąć, jak zrozumieć? Pojawiają się fakty, dywagacje, próby wyjaśnienia, coraz więcej nieścisłości, podejrzeń, teorii i hipotez...
Jak cię zrozumieć tajemnico?
I pytanie: Dlaczego?
Zbyt wiele zbieżności pojawia się w tym wydarzeniu, by przejść obok niego bez refleksji. A może to znak? A jeśli tak, to jak go zrozumieć, jak odczytać?

Ciekawe były reakcje Francuzów. To te reakcje uświadomiły mi pewne sprawy i fakty, pozwoliły dostrzec pewne kwestie obiektywnie.


Reakcja w szkole językowej: "Co to jest Katyń? Czy to prawda, że tam z rąk radzieckich żołnierzy zginęło tak wiele tysięcy Polaków? Nigdy nikt nam o tym nie mówił..." 


To prawda... i przychodzą na myśl Chrystusowe słowa:
"Jeżeli oni zamilkną, kamienie wołać będą (J 19,40)", a „wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach” (Łk 12, 3). Dziś o Katyniu wie niemal cały świat... Może w tym szukać jakiegoś sensu...

Kolejna rekcja. Tym razem jednej z parafianek. "Proszę księdza - to jest znak. To znak, aby dziś w tę Niedzielę Miłosierdzia zwrócić oczy na Polskę, a przez to na nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia. To przecież stamtąd ten kult wyszedł". 


To prawda... w imię Chrystusowych słów, które nasz Pan skierował do siostry Faustyny:
"Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie Woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje...” (DzF 1732). Dużo myśli rodzi się w sercu...


Niedziela Miłosierdzia... Jakże inaczej w tym roku przeżywana. Podobnie jak ta przed 5 laty, gdy też zabrakło kogoś wyjątkowego.
"Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie"(J 16, 7 8). 
Zdaje się, że przed 5 laty, po papieskiej godzinie 21.37, która zjednoczyła nas wszystkich, Polska wróciła do szarej rzeczywistości i nie wyciągnęła większych wniosków. 
Jak będzie teraz? Już jest inaczej. Choćby w mediach, szczególnie tych na co dzień dalekich od katolickiej wizji świata - transmisja Koronki... Na ulicach słychać odważne wspólne "Zdrowaś Maryjo..." i "Wieczny odpoczynek..." Kościoły przepełnione...

Niedziela Miłosierdzia...
"święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego...pragnę, aby uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy...W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski. Dusza, która przystąpi do spowiedzi i Komunii św. w ten lub najbliższy dzień przed Niedzielą dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat" mówi Pan Jezus do siostry Faustyny (Dz.699) Wielu tych z pokładu Tu-154 jechało przygotowanych - bo w Katyniu wszystko miało rozpocząć się Mszą Świętą... A my? Jesteśmy przygotowani?

Matka Boża miała powiedzieć do siostry Łucji w Fatimie:
 "Naród polski przejdzie drogę odrodzenia. Po raz pierwszy odczyta i zrealizuje prawdziwe cele ludzkości. Od niego zależeć będzie przyszłość Europy... W Polsce rozpocznie się odrodzenie świata przez ustrój, który wytworzy nowe prawa". Obdarzy ona (Polska)braterstwem wszystkie narody świata. Ona będzie przygarniać, chronić, nieść pomoc"(...) [niestety dokładnego źródła nie znalazłem].


Nawet jeśli nie wierzymy w te, czy inne słowa objawień prywatnych to warto spojrzeć na fakty i w to święto Miłosierdzia zacząć wszystko od nowa...
Co będzie z Polską, czy wyciągniemy wnioski?

"Boże coś Polskę przez tak liczne wieki 
otaczał blaskiem potęgi i chwały...
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie..."
aby rozpoznała czas Twego nawiedzenia...

czwartek, 25 lutego 2010

Elegancja Francja...

I znów po długim czasie :)

Zbierałem się i zbierałem, no ale coś trzeba napisać. 


Od niemal tygodnia jestem we Francji. Wyjątkowy to dla mnie czas i sama droga mojego dotarcia tutaj też jest bardzo ciekawa. Wierzę, że tak ma być.


Jakie są moje pierwsze doświadczenia pobytu na terenie "pierwszej córy Kościoła"? Trudno to pewnie sprecyzować. Na pewno trudność języka - dla mnie zupełnie nowego. Pierwsze lekcje, "głęboka orka" :) Ale o wiele istotniejsze doświadczenie to doświadczenie Kościoła. Aż trudno wyrazić w słowach, to czego się tu doświadcza. Kościoły spustoszone, ludzie, którzy nie potrzebują Boga. Według ostatnich danych zaledwie 4 procent Francuzów uczęszcza na niedzielną Mszę św. (przynajmniej raz na 2 tygodnie!). Oczywiście jest grupa bardzo wiernych, rozmodlonych, ale niestety są to ludzie w jesieni życia. Z drugiej strony wielki zalew muzułmanów, których widzi się niemal wszędzie. Czy taki Kościół ma jeszcze przyszłość? Francja to już naprawdę teren misyjny. Co zrobić, aby odrodzić duchowo tych ludzi? Czy w ogóle jest to jeszcze możliwe? Co zrobić, aby podobny kryzys nie dotknął polskiego Kościoła? Trudno znaleźć dobrą odpowiedź.


Od kilku dni spotykam różnych ludzi. Spotykam kapłanów, z którymi szukamy sposobów odrodzenia tego miejsca. Ale czy zdążymy, zanim zaleje nas fala islamu?

Aby mówić o Bogu, najpierw trzeba nauczyć się mówić. Pewnie właśnie na początku tego etapu jestem. Legalnie można tu odprawić 2 Msze w ciągu tygodnia... W inne dni odprawiamy często jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa - w katakumbach. Pusty Kościół i tylko ja i Chrystus. I rodzące się pytanie: W jakim celu tu jestem? Trudno mi było odprawić tę Mszę... Bez wiary ani rusz... A z drugiej strony słowa: "Wystarczy ci mojej łaski..."

Co dalej czas pokaże.

niedziela, 31 stycznia 2010

Po długim czasie...

Witam serdecznie po długim czasie.
Po to założyłem bloga, żeby na nim pisać, więc obiecuję poprawę.


No ale ad rem...
Dziś zakończyliśmy czas kolędowania. Bardzo ciekawy czas. Niesamowite doświadczenie, choć nie ukrywam fizyczno-psychicznie męczące. Dlaczego tak niezwykłe? Ponieważ poznaje się "tak z bliska" wielu ludzi, wiele doświadczeń spostrzeżeń, poglądów na człowieka, świat i Boga.
Ostatnio w internecie znalazłem kilka ciekawych filmików i wątków na forach dotyczących wizyty duszpasterskiej. Wielu internautów zadaje pytanie: czy "kolęda" ma sens? Przecież często rozmawiamy tylko o pogodzie, pracy itp. Brakuje być może głębszych tematów dotyczących wiary, funkcjonowania parafii itd. Myślę jednak, że ma sens. Nawet te kilka minut, sama modlitwa, błogosławieństwo i obecność - mają sens. Bo Bóg pragnie uświadomić nam, że wychodzi do człowieka na przeciw i czeka...
Czas kolęd uświadomił mi także, że nie mogę pochopnie oceniać ludzi i segregować - na tych lepszych i gorszych. "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".
W naszej diecezji kapłani kolędują raz w roku. Ale przecież kolęda, czyli niesienie Boga ludziom może trwać cały rok. Do tego poza kapłanami powołani są szczególnie świeccy.


I na koniec jeszcze ciekawy filmik (w jęz. angielskim, ale bardzo proste słowa). Polecam :)