środa, 3 grudnia 2014

Dwa światy...

Przebijam się przez wirtualną pajęczynę i zwały wirtualnego kurzu, które znajdują się na moim blogu. Kiedy byłem tutaj ostatni raz? Z przykrością muszę stwierdzić, że… nie pamiętam. Spoglądam więc z trwogą i bijącym sercem na datę ostatniego wpisu… Szok! 11 stycznia… 11 miesięcy blogowego milczenia. No comment…

Niektórzy, którzy znają mnie tylko z tego – blogowego – miejsca mogliby pomyśleć, że stało mi się coś poważnego („został prezydentem Parlamentu Europejskiego, czy co?”). Na szczęście wszystko gra. Zapewniam Was kochani, że żyję J

Robiąc swoisty blogowy rachunek sumienia zastanawiam się jednak skąd ten brak wpisów? Wielość zajęć? Może. Lenistwo? Z pewnością. Ale chyba też trochę jest to spowodowane faktem istnienia facebook`a. To powszechne forum wymiany myśli jest łatwiejszą formą niż blog. Wystarczy wrzucić linka, kliknąć „lubię”, dodać „komenta” i jest ok. To łatwiejsze, szybsze, prostsze… Wpis na blogu zaś to (przynajmniej w moim przypadku) takie trochę kazanie, więc wymaga nieco więcej czasu i wysiłku.

Do napisania kolejnego „posta” zabierałem się przynajmniej kilka razy. Pamiętam, że nawet lecąc samolotem chciałem coś naskrobać. Ale ostatecznie nie napisałem niczego „na wysokościach”, a kolejny swój tekst wklepuję w tym samym miejscu, w którym jestem od ponad 4 lat… w tym samym klimacie ciszy wieczoru sprzyjającej zebraniu tego, co kłębi się w głowie. 

Mimo upływu czasu i przeżyciu wielu wydarzeń, temat, który chcę dziś dotknąć jest niezmienny od miesięcy: „Dwa światy”. No więc do roboty!

Co to za „dwa światy”, o których chcę napisać? Ano ten świat Boży i ten świat ludzki. Zagadnienie nienowe, bo podejmowane choćby przez św. Augustyna (civitas Dei – civitas terrena). 

Na co dzień, krocząc w pędzie tego świata człowiek może nie zauważyć tych dwóch rzeczywistości i tak zasadniczych różnic między nimi. Ja też często tego nie zauważam. Choć chyba jakoś zawsze ta różnica rzuca mi się w oczy po wakacjach. I tak było też w tym roku. 

Wakacje wypełnione były po brzegi pięknym czasem rekolekcji i pielgrzymek, czasem bez Internetu i telewizji, czasem spędzonym w gronie osób patrzących oczyma wiary na otaczającą rzeczywistość. Czas bogaty w rozmowy, spotkania, radości, ale i niesamowite znaki Bożej obecności. Działo się dużo! Duch św. wiał konkretnie. Czuło się Jego obecność, na każdym kroku. 

Po blisko 6 tygodniach takiego doświadczenia, niemal jak na skrzydłach „przyleciałem” (choć było pod wiatr) do strasburskiego gniazda. A tu inny świat. Zetknięcie się z nim było brutalne. Ze świata mediów, które otworzyłem po dłuższym czasie wyłoniła mi się jakaś swoista „kloaka”, jakaś cmentarna „dolina kości” zionąca śmiercią, smutkiem, manipulacją…

Otwieram Internet. Jedna z czołowych polskich gazet pisze o ojcu Bashoborze. Świetnie – myślę sobie – kilka dni temu uczestniczyłem w jego niezwykłych rekolekcjach! Ale co ja widzę? „TVP po Wiadomościach rozmawia z o. Bashoborą. Kto będzie następny? Wróżbita Maciej?”- taki tytuł ukazał się moim oczom. W ironii płynącej z tego tytułu czuję diabelski swąd. „No, ale ok., można mieć różne poglądy” – myślę sobie. Ale niemal w tych samych dniach, w tych samych mediach (głównego ścieku) jako „autorytet” występuje osoba, która nosi pseudonim „Rafalala”! Facet, który udaje kobietę jest zapraszany do programów w prime-time i przepytywany jako specjalista! Oto dwa światy: katolicki ksiądz Bashobora, przez którego ręce Bóg czyni wielkie znaki - jest ukazywany w mediach jako oszołom i szaman, ale Rafalala jest obraz normalności i postępu! Czujecie klimat?

Kilka dni później wybucha „afera”. Abp Gądecki udziela wywiadu, mówiąc o ukrytym zagrożeniu ideologii gender. Jednak media głównego nurtu (ścieku) wnioskują, że hierarcha nawołuje do tego, aby chłopcy nie sprzątali po sobie, bo to jest rola dziewczynek. Cały dzień „mądre głowy” oburzają się nad słowami biskupa. On wydaje oświadczenie jednoznacznie wskazując swoje intencje i ostateczną wykładnię swoich słów, wskazując, że interpretacja mediów jest absurdalna. Ale przecież nadworni, medialni komentatorzy życia Kościoła wiedzą lepiej od biskupa, co on sam chciał powiedzieć. A więc ci, którzy lansują się na tych, którzy głoszą (swoją) „prawdę całą dobę” zdają idą w zaparte. 11 godzin po sprostowaniu biskupa na facebook`owym profilu wbijają kij w mrowisko i pytają ludzi: „Czy Waszym zdaniem rodzice nie powinni uczyć chłopców, że trzeba po sobie sprzątać?” Pod pytaniem zdjęcie biskupa i tekst: „Abp Gądecki: Chłopcy nie powinni po sobie sprzątać, bo… zniewieścieją”. Problem w tym, że ów biskup NIGDY takich słów nie wypowiedział. Ale medialny sukces się udał! Na facebooku blisko 600 komentarzy. Praktycznie wszystkie ładujące inwektywami w Kościół i księży. Dziel i rządź. „Cała prawda, całą dobę”. Co to za prawda? Na pewno nie moja. Może to ten trzeci rodzaj, który ks. Tischner nazywał g…. prawdą? Dwa światy… Czujecie, o czym piszę? 

Na koniec wydarzenia ostatnich dni… Papież Franciszek nawiedził Strasburg. Piękna wizyta, ale nie obyła się bez incydentów. Dzień przed spotkaniem w Europejskim Parlamencie, w strasburskiej katedrze na główny ołtarz weszła roznegliżowana reprezentantka grupy Femen. Machając europejską flagą głosiła wszem i wobec, że „Pope is not politicien”. Wśród europosłów też wrzawa. „Dlaczego Franciszek przyjeżdża do Strasburga?”. „Przecież mamy rozdział państwa i Kościoła!”. Generalnie bunt i sprzeciwy.

Buntu na taką skalę natomiast nie było, gdy całkiem niedawno Parlament nawiedziła inna persona – niejaka Conchita Wurst. „Niesamowita osoba! Wspaniała piosenkarka” – wołało wielu euro(p)osłów. Dwa światy…

Na deser zaserwowano nam przed kilkoma dniami 2 turę wyborów w Słupsku. Zasadniczym kryterium wyboru nowego prezydenta okazał się fakt, że jest gejem. No, ale przecież jako Polska „nie możemy pozostać w tyle”! Tak… chcemy być bardziej europejscy, niż Europa.

Dwa światy. Nic nowego. To istnieje od zawsze. Królestwo Światła i królestwo ciemności. Bóg i szatan. Życie i śmierć. A my… żyjemy w tym świecie. Jeśli Ci ten ziemski świat śmierdzi – to dobrze! To znaczy, że jesteś z innego świata, tego, który choć tłamszony i marginalizowany już jest światem wygranym, zwycięskim. 

Wiele lat temu w ramach pielgrzymki odwiedziłem pewien zakon sióstr klauzurowych. Jeden z pielgrzymów zadał jednej z sióstr pytanie: „Siostro, a nie szkoda siostrom, że jesteście takie zamknięte, za kratą. Jesteście jakby takie odcięte od świata, od wolności”. Siostra z głębokim uśmiechem i spojrzeniem wypełnionym niebem odpowiedziała: „A może to my uwolniłyśmy się od świata i jesteśmy wolne, a Wy żyjecie w zniewolonym świecie? Może ta krata jest bardziej po Waszej stronie?”…

Jezus mówił swoim uczniom: żyjecie w tym świecie, ale pamiętajcie, że nie jesteście z tego świata.

Czy to możliwe? Jak myślisz?

sobota, 11 stycznia 2014

Zgubne przyzwyczajenie.

Jest już wieczór... W rogu ekranu mojego laptopa godzina 22.20. Uświadamiam sobie, że chyba jeszcze nigdy nie napisałem żadnego wpisu rano. Hmm... pewnie w moim przypadku wieczór sprzyja zbieraniu myśli. Boję się, czy dam je radę tutaj wszystkie zmieścić...

Za oknem zima. 10 stopni. I wcale nie na minusie! Myślę sobie, że chyba już się trochę przyzwyczailiśmy, że kolejne święta minęły bez śniegu. Przyzwyczajenie... to niedobra sprawa! Warto tęsknić za tą prawdziwą zimą, taką jak "Pan Bóg (w naszej strefie klimatycznej) przykazał" - z mrozem i śniegiem.

Tradycyjnie, jak to robię kilka razy w ciągu dnia, sprawdzam wiadomości sportowe na jednej z popularnych stron internetowych. Ale ej! Moment! Coś jest nie tak! Zanim dotrę do interesujących wiadomości muszę przebrnąć, wręcz przebić się przez gąszcz takich tytułów jak: "Gwiazda niechcący pokazała zbyt wiele", "Aleksandra Szwed bez bielizny", "Pupa gigant powróciła", "Obiekt pożądania mężczyzn zmorą wielu kobiet" itd.... Przepraszam Was, ale to napotkana przeze mnie rzeczywistość. Zanim przebijam się do interesującej mnie informacji na temat dzisiejszej lokaty naszych rodaków w kolejnym etapie rajdu Dakar, muszę najpierw przebić się przez przynajmniej kilka prowokujących fotografii, których kadr nie jest wcale skierowany na twarze, ale raczej na inne części ciała, które trafnie podsumowują przytoczone przeze mnie wyżej tytuły. Mam wrażenie, że że jestem na jakimś funpage`u miłośników plaży w Chałupach. Ale nie! To jest zwykła strona informacyjna. 

Niestety uświadamiam sobie, że taki układ informacji nie wynika z faktu, że jest już po godzinie 22, ale tak jest w ciągu całego dnia! Postanawiam wejść na jeszcze 2 inne strony - ogólnopolskie, popularne. Niestety, moje przypuszczenie się potwierdza. Ta sama sieczka. 

Uświadamiam sobie, że ten temat jest motywem przewodnim wielu reklam. Tych telewizyjnych i tych na ulicach. Jogurt, parkiet, buty, gazeta - wszystko musi być okraszone nutą erotyzmu. No tak, w dobie kryzysu liczy się efektywność.

Od wielu lat mam taką zasadę, że obserwuję to, tworzy młodzież, którą znam. Także to, co tworzą w zakresie życia wirtualnego. Kiedyś były to fotoblogi. Dziś częściej aski, instagramy i inne cuda na kiju. To oddaje, to czym żyją. Jakie są moje wnioski? Chyba przerażające. Myślę, że można podsumować to: "Rozmowy o 4 literach Maryni" - w sensie symbolicznym, ale i dosłownym. No, ale cóż się dziwić? Żyjemy w epoce panseksualizmu. "Róbta, co chceta", a potem się nie dziwta...

"No, ale niechże ksiądz już nie przesadza. Przecież to nic nowego". Zgadza się. Tylko wydaje mi się, że o sprawach, o których mówiło się kiedyś po cichu, z wypiekiem na twarzy, dziś mówi się zupełnie bez skrępowania. A wszelką kontestację takiego trybu egzystencji współczesnego człowieka traktuje się jako zaściankowość i radykalny konserwatyzm.

Gonimy za tym, aby nie być z tyłu za Europą. A cóż ona nam proponuje? Krótko mówiąc - nachalną seksualizację od przedszkola. Nie pora, aby dziś o tym już pisać, bo to temat rzeka. Zainteresowanych odsyłam do (przerażających) materiałów WHO (http://www.stop-seksualizacji.pl/index.php/component/k2/item/14-edukacja-seksualna-narzedziem-seksualizowania-dzieci-i-mlodziezy)

Najgorsze, że już się do tego przyzwyczailiśmy, że to tak po prostu jest. Przyzwyczajenie... to niedobra sprawa! Warto zatęsknić za tym, żeby było, jak to Pan Bóg przykazał. A przecież On dał nam seksualność jako ten jeden z najpiękniejszych darów. To ona ma wyrażać miłość, jedność. To ona jest drogą przekazywania życia. Bóg dał człowiekowi moc bycia współtwórcą! ! 

Niestety to próbuje się zwulgaryzować, sprowadzić jedynie do sfery czysto biologicznej, fizjologicznej, utylitarnej. "Czystość, dziewictwo, zasady" - to w języku świata terminy pejoratywne, trącące średniowieczem. A co jeszcze bardziej ciekawe, w dobie mówienia o tolerancji to Ty musisz się tłumaczyć i często uznawany jesteś za odstającego od normy, kiedy mówisz, "ja jeszcze nie; ja chcę z tym poczekać do ślubu". Z mojego "podwórka" dopowiem, że rozmowy dotyczące kapłaństwa często sprowadzają się do stwierdzenia: "Jak Ty tak dajesz radę w celibacie? Stary, ale Ty się musisz męczyć".

Jakiś czas temu zabierałem się do wpisu na temat głośnej kwestii związanej z przypadkami pedofilii wśród duchownych. Dziś już pył po tamtych wydarzeniach opadł, ale wszyscy dobrze pamiętamy wielką nagonkę medialną, dyskusje, rozważania, wypowiedzi "mądrych głów" na temat, "jaki to wielki problem z pedofilią ma Kościół". Oczywiście w żadnym wypadku nie chcę w tym miejscu być adwokatem tych kilku duchownych, którzy dopuścili się karygodnych czynów. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na zasadniczą sprawę. Czy wszechobecne bombardowanie tematyką rozporkową, o której dziś napisałem nie jest formą masowej psychologicznej pedofilii dotykającej tysięcy młodych umysłów i serc? Czemu o tym nikt nie mówi?

W roku 2013 w polskich więzieniach przebywało 1454 osób skazanych za pedofilię (http://gosc.pl/doc/1842118.Kto-przeprosi-ksiedza). Zgadnijcie ile wśród nich to księża? JEDEN! Oczywiście, bezsprzecznie to był o jeden za dużo. Ktoś z moich znajomych komentując te liczby powiedział: "Nie wie ksiądz o co chodzi? Chodzi o wbicie klina między duchowieństwo a dzieci i młodzież. Chodzi o to, aby odciągnąć ich od Kościoła, który jest ostatnim bastionem, który mówi o wartościach, zasadach. Jeśli odciągnie się ich od tego, będzie można nimi manipulować, bazując przede wszystkim na tych najbardziej podstawowych instynktach". 

Niestety te przypuszczenia już okazują się rzeczywistością. Znajomy ksiądz chciał organizować wycieczkę dla ministrantów. Kilkoro z rodziców wycofało się mówiąc: "No wie ksiądz, ten nasz to raczej nie pojedzie. Bo teraz tyle tych różnych doniesień w mediach. Wie ksiądz, ludzie będą gadali..."

Tak, walka trwa...
To chyba tyle na dziś :)

Powiecie: "Ale się rozpisał. Rzadziej pisze, ale jak już pisze to tyle, że ho ho! No i znów negatywnie". No tak, gdzieś te żale trzeba wylać, co nie? ;) Ale, ale! Żeby nie było, że ze mnie taki pesymista! Kochani! Życie jest piękne! Zachęcam do walki o czystość i prawdziwą miłość. Warto! Dlatego umieszczam poniżej piękne świadectwo. Wielu z Was już je widziało, ale może nie wszyscy! Walczmy o czystość umysłów i serc. Warto! Z tego jest wielka siła! Nie przyzwyczajajmy się do bylejakości!