Ostatnie tygodnie i dni przebiegały w dość znaczącym tempie... A przecież to Wielki Post - czas, w którym mam zwolnić, zatrzymać się i zrozumieć, że "to przemijanie ma sens..." Przepraszam Was najmocniej, że nic nie wrzucałem od jakiegoś czasu i jednocześnie dziękuję, że mimo to zaglądacie na tę stronkę... Cieszę się z obecności tak wielu zakątków świata na moim blogu. Pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco!
No właśnie... Wielki świat, globalna wioska... Dziś jednym kliknięciem można połączyć się z kimś, kto siedzi przed swoim komputerem nawet na drugim krańcu świata. Ot technika! Doczekaliśmy się niezwykłych czasów, odkładając do lamusa historie, gdy szło się "zamówić rozmowę telefoniczną" np. na pocztę lub do sąsiada - jedynego posiadacza telefonu w całej wsi. Globalna wioska... Postęp cywilizacyjny... Zastanawiam się jednak, czy aby ten postęp nie uwstecznia człowieka?
Kilka dni temu miałem możliwość być przez 2 dni w Paryżu. To też taka wioska... Trochę rozciągnięta,ale dobrze skomunikowana. Mieszkańców też sporo, jak to na wiosce - mówią, że około 12 milionów. Doświadczenie niezwykle ciekawe. Niby tylko 2 dni, kilkanaście przejazdów pociągiem, metrem... Ale wizja niezwykła, chyba trochę obraz współczesnego świata. O czym mówię? O zagonieniu. Oczywiście takiego zagonienia doświadczałem wielokrotnie w różnych miejscach Polski i świata, ale tam chyba jakoś bardziej, z większym natężeniem. Być może dlatego to do mnie tak mocno dotarło.
Metro... setki, tysiące ludzi... Tłumy pędzące przed siebie... Ludzie, którzy nie patrzą sobie w oczy, którzy biegną gdzieś przed siebie, jak w amoku, jak roboty lub marionetki. Nie ma rozmów, ale milczenie. Większość ludzi ma w uszach słuchawki. Czy boją się własnych myśli? Wielu trzyma w rękach telefony, często bardzo nowoczesne - z wszystkimi możliwymi bajerami, takie które są w stanie pożreć nam możliwie dużo czasu... Tak, aby nie trzeba było rozmawiać twarzą w twarz, spojrzeć komuś w oczy, albo dostrzec człowieka, który właśnie wszedł do pociągu i prosi o kilka groszy na chleb... Tak, aby nie mieć jakichkolwiek wyrzutów sumienia...
Cywilizacja XXI wieku... Tłum ludzi, ale każdy samotny, zamknięty w swoim małym świecie...
Oczywiście zarysowany przeze mnie obraz nie jest obiektywny, mam tego świadomość. W metrze widziałem też młodą dziewczynę z Pismem świętym w ręku i biskupa w koloratce i z krzyżem na piersiach, ale te wyjątki chyba tylko potwierdzają regułę.
I drugi obraz... Wersal... Piękny zamek, niezwykłe miejsce. Też tłum, tak, że aż trudno się przecisnąć. I niezwykłe doświadczenie - setki ludzi z aparatami w ręku. Niemal każde miejsce musi być sfotografowane. Dlaczego? Czy chodzi naprawdę o to, że to aż tak piękne, że chce się do tego potem wrócić? Być może, ale nie jestem do końca przekonany do takiej interpretacji.
Kojarzy mi się w tym miejscu anegdota. Dwóch Chińczyków rozmawia ze sobą. "Gdzie byłeś w tym roku na wakacjach?"- pyta pierwszy. Na co drugi z nich odpowiada: "Nie wiem, bo jeszcze nie zdążyłem obejrzeć zdjęć".
Wydaje mi się, że tego typu ludzie nie mają dość czasu by zatrzymać się na chwilę i naocznie kontemplować piękno. Nie, oni tylko "strzelą fotkę" i lecą dalej, biegną, bo jeszcze przecież tyle trzeba dziś zwiedzić ("odhaczyć"). Nie jestem przeciwnikiem robienia zdjęć :) Warto przecież wracać do pięknych chwil, które się przeżyło. Ale to robienie zdjęć wszystkiemu to chyba przesada. Ale chyba też obraz tego, że ludzie chcą "uwiecznić doczesność", to znaczy zrobić wszystko, aby to doczesne życie trwało wiecznie. A może to jakaś podświadoma ucieczka przed perspektywą śmierci?
Jedno jest pewne: świat dziś pędzi, a my razem z nim... Czy tego chcemy, czy nie też w jakimś stopniu jesteśmy w tym wirze. Ważne jest jednak, aby w tej globalnej wiosce nauczyć się żyć, wyjąć słuchawki z uszu, umieć dostrzec drugiego człowieka, znaleźć swoje miejsce wyciszenia i na ile to możliwe umieć się zatrzymać, aby zrozumieć, że jest Bóg, który sprawia, że "to przemijanie ma sens, ma sens, ma sens..."
a ja idąc do pracy prawie codziennie na niebie widzę 2 krzyżujące się ślady po samolotach-wyglądają jak wielki rozpostarty krzyż na niebie. I kiedy na to patrzę, to od razu robi mi się radośnie w sercu. Idę wolno i kontempluję sobie to niebo nade mną, czasem się usmiechnę do przechodnioów i nawet nie jest mi głupio, że moga pomyśleć o mnie, "stuknięta" :))))). A ludzie (prawie wszyscy) uśmiech odwzajemniają. I tak sobie zaczynam dzień pracy-od spojrzenia ludziom w oczy i zaniesienia krótkiej modlitwy za każdego spotkanego na ulicy człowieka.
OdpowiedzUsuńKiedys napisał ks o diable-pożeraczu czasu-teraz ten wpis jest jakby kontynuacją tamtego. Ludzie uciekają od ciszy, od zatrzymania się, gonią za czasem, a tak naprawdę-to wszystko w rękach Boga i po co się tak zniewalać?
Tak co chwilę doświadcza się tego ciągłego pośpiechu, nie tylko w wielkim Paryżu ale nawet w małych miejscowościach. Ktoś ciągle gdzieś się spieszy, nie ma czasu na nic, a zdarza się (co uważam za najbardziej okrutne w dzisiejszym świecie) nie ma czasu dla bliskich. Dzieci nie widują prawie wcale rodziców, rodzice swoich rodziców, a przecież nie wiemy czy dany nam będzie kolejny dzień Ciągle powtarzamy "jutro, jutro, jutro". A może właśnie czasami "jutro" można zamienić na "dziś", "teraz". I do tego jeszcze ten "wyścig szczurów". Sama wkraczam niedłgo w życie, takie już samodzielne i przeraża mnie to gonienie za tym co dla niektórych jest istotą życia. Kasa, praca, kasa, praca... Obrzydliwe. To jest ważne, ale jest coś ważniejszego. A co? Właśnie, odkrycia tego najważniejszego życzę każdemu teraz w tym szczególnym czasie Wielkiego Postu. A jak komuś się to uda, to oby już na zawsze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i ciepło ;)
Madzia, Tuchola :)